wtorek, 24 maja 2011
Czy można uniknąć zawału serca?
"W dawnych czasach długie podróże morskie powodowały śmierć wielu marynarzy. Po 70 dniach diety pozbawionej witaminy C zaczynała się awitaminoza, a po czterech, sześciu miesiącach dochodziło do poważnego rozpadu ścian naczyń krwionośnych, niedokrwistości, wypadania zębów oraz wielu innych bardzo przykrych objawów.
Doprowadzało to do samoistnych krwawień, a później do krwotoków wewnętrznych i zgonów. Mimo że choroba ta, nazwana szkorbutem, dziesiątkowała dawnych marynarzy, nigdy nie zachorowały na nią zwierzęta podróżujące statkami. Szczury okrętowe czy koty trzymane do ich zwalczania czuły się wyśmienicie. Wytłumaczenie tego faktu jest bardzo proste. Zwierzęta te, tak jak 99 proc. wszystkich zwierząt, produkują samoistnie witaminę C, która jest niezbędna do syntezy kolagenu, elastyny i innych związków. Kolagen zaś jest głównym składnikiem skóry i ścian naczyń krwionośnych, tworzy również fundament naszych kości.
Naczynia krwionośne, a zwłaszcza wieńcowe serca, w ciągu całego naszego życia są poddawane nieustannej pracy. Prawie 100 tys. razy dziennie serce człowieka podnosi i obniża ciśnienie krwi, tłocząc ją nieprzerwanie przez tętnice i żyły. Nic dziwnego, że poddane największemu stresowi mechanicznemu tętnice serca zużywają się najszybciej i wymagają ciągłych napraw. Zbyt mało naturalnej witaminy C w naszym pożywieniu prowadzi do osłabienia ścianek naczyń i powstawania mikrouszkodzeń.
Organizm, nie mogąc ich naprawić z powodu niedoboru tej witaminy, stara się uszczelnić je za pomocą dostępnych środków. Używa do tego cholesterolu i innych tłuszczy transportowanych we krwi jako lipoproteiny (np. LDL). Ma to jednak poważny skutek uboczny. Z upływem czasu odkładanie się cholesterolu prowadzi do zmian patologicznych i formowania pokładów miażdżycowych w naczyniach, co ogranicza światło przepływu krwi. Przy długotrwałym niedoborze prawdziwej witaminy C, a nie jej chemicznych "odpowiedników", pokłady cholesterolu stale rosną, prowadząc w skrajnych przypadkach do uniemożliwienia przepływu krwi. Jeżeli zdarzy się to w naczyniu krwionośnym dostarczającym krew do mózgu, dochodzi do udaru. Jeśli w sercu do zawału.
Badania w tym kierunku zainicjował dr Matthias Rath we współpracy z dwukrotnym noblistą Linusem Paulingiem. Kontynuuje je Instytut Badawczy Dr. Ratha w Kalifornii. Kieruje nim, co jest powodem do dumy dla Polaków, dr Aleksandra Niedzwiecki. Jednym z dowodów potwierdzających wpływ witaminy C na choroby serca i umożliwiających proste tego zrozumienie, jest badanie, jakie przeprowadzono na świnkach morskich. Są one, tak jak i ssaki naczelne, wyjątkiem w świecie ssaków, ponieważ nie produkują samoistnie witaminy C. Aby zbadać wpływ tej witaminy w kierunku podatności na miażdżycę, podzielono świnki morskie na dwie grupy. Jedna z nich dostawała pożywienie bogate w witaminę C, a druga ilości odpowiadające minimalnemu zapotrzebowaniu na nią. Gdy przebadano je po jakimś czasie, okazało się, że w pierwszej grupie testowanych zwierząt nie znaleziono żadnych złogów w naczyniach krwionośnych.
W drugiej złogi były znaczne, zwłaszcza w pobliżu serca. Wiele innych badań, włączając w to badania kliniczne, potwierdza niesłychaną ważność witaminy C dla zdrowia.
Na świecie co sekundę ktoś umiera na jedną z chorób serca. Jest to ponad 12 mln ludzi rocznie. O parę rzędów więcej niż ilość zgonów wystarczająca do wzbudzenia w mediach ogólnoświatowej paniki, jak to było z ptasią grypą. Ale panika tamta spowodowała masowe wykupywanie szczepionek i innych lekarstw. Mimo że nie ma leków zwalczających wirusy, ponieważ nie mają one swojego metabolizmu, który można uszkodzić lub zdestabilizować. Pozostaje nam zadać pytanie: dlaczego wiedza na temat powiązania między witaminą C i chorobami serca, mimo że tak potrzebna i udokumentowana, nie jest powszechnie znana? Odpowiedź jest prosta ? w czasach hiperkonkurencji, wyścigu szczurów oraz powszechnej pogoni za pieniądzem, który ze zwykłego przelicznika towarów i usług stał się głównym celem życia, przekazywana i podawana jest prawie wyłącznie informacja sensacyjna lub dająca bezpośredni zysk. Media, zwłaszcza ostatnio, skoncentrowały się na takich działaniach, które przynoszą pieniądze.
Ważny jest reklamodawca i jego wpłaty. Mniej ważne jest, czy przekazywana informacja jest rzeczywiście rzetelna i korzystna dla jej odbiorcy. Czytelnicy ze zmęczenia i z braku czasu najczęściej ograniczają się do przejrzenia podstawowych informacji i przyswajają praktycznie wyłącznie zawarty w nich przekaz emocjonalny ? sensacja, panika, kryzys, wojna, pandemia. Są to prawie wyłącznie przekazy negatywne. Czy nie czas zacząć poszukiwać pozytywów, optymalnych rozwiązań oraz rzeczywistej wiedzy zamiast taniej sensacji?" źródło: www.dlaczego-zwierzeta-nie-dostaja-zawalow-serca.org/download.html
,,Ja od siebie dodam, że wokół witaminy C istnieje specyficzna konspiracja koncernów farmaceutycznych i WHO. WHO zaleca zaledwie 30 - 60 mg witaminy C na dobę, i to tej sztucznej. Taka dawka to życie w ledwo maskowanym szkorbucie. Ludzki organizm potrzebuje nawet 6000 mg (6 gramów!) witaminy C na dobę. W przypadku choroby witamina C rozpada się tak szybko, że zapotrzebowanie może być nawet dwa razy większe niż owe 6 gramów! Witaminę C wspomagają bioflawonoidy, rutyna, selen i inny przeciwutleniacze.
Organizm owczarka niemieckiego produkuje - uwaga - 35000 mg witaminy C na dobę! To aż 35 gramów. Maleńka myszka polna produkuje owe 60 mg, czyli podwójną dawkę zalecaną młodzieży.
Konspiracja numer dwa w sprawie witaminy C polega na tym, iż zalecane są dawki sztucznej, produkowanej syntetycznie witaminy C. Czym ona różni się od tej naturalnej? Przede wszystkim, sztuczna witamina C bardzo obciąża nerki. Po około trzech godzinach wydalanych z moczem jest 97% przyjętej dawki sztucznej witaminy C. Do organizmu wchłania się zaledwie 2 - 3% przyjętej dawki. Biorąc nawet 1000 mg sztucznej witaminy C nie zapewniasz sobie nawet połowy dziennego zapotrzebowania. Należy brać naturalną witaminę C, np produkowaną technologią Pure - Way C (producenci: Swanson, Olimp i inni), lub wprost z warzyw i owoców. Oczywiście, w odpowiedniej dawce. Ja zażywam około 3 gramów tej witaminy na dobę, w czasie choroby do 4 gramów. To jednak może być niewystarczające, dlatego zażywam preparaty z bioflawonoidami, rutynę, selen i czasami przeciwutleniacze z zielonej herbaty.
Jaki interes mają koncerny farmaceutyczne i stowarzyszona z nimi WHO w ukrywaniu tej prawdy? Przede wszystkim witaminy C nie da się opatentować i sprzedawać jej po mocno zawyżonych cenach. Nawet opatentowane formy tej witaminy (Pure - Way C) nie są dobrym źródłem zarobku, bo to przecież tylko witamina..
Powszechne zastosowanie witaminy C sprawiłoby też, że drastycznie spadło by zapotrzebowanie na dużo droższe, często refundowane farmaceutyki. Np te od cholesterolu, obniżania ciśnienia krwi, chroniące przed udarem (Memotropil to koszt 120 zł na miesiąc)."
zródło:http://astral-projection.blog.onet.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Myślę, że jak najbardziej można uniknąć zawału jeżeli będziemy odpowiednio dbali o nasze zdrowie. Już sama witamina C https://apteline.pl/artykuly/witamina-c-fakty-i-mity/ jest w stanie znacznie zwiększyć naszą odporność.
OdpowiedzUsuń