Ostatni dzień tegorocznych, mrożnych ferii zimowych spędziłam z synami i mężem na łyżwach, na przydomowym lodowisku, zamarzniętym stawie hodowlanym. Wspólnymi siłami odśnieżyliśmy tor jazdy, lód grubości około 40 cm był bez zarzutu, nastroje dopisywały, było wesoło i rodzinnie. Zimowe słońce zaczęło już zachodzić. Jeden niekontrolowany ruch… i nagle znalazłam się na kolanach. Poczułam bezwładność i dziwny ból dłoni… Mąż pomógł mi zdjąc łyżwy i zawiózł na izbę przyjęć miejscowego szpitala. Tam po prześwietleniu ręki i w miejscowym znieczuleniu, nastawieniu złamania ( nawiasem mówiąc dobra, fachowa robota lekarzy dyżurnych, uniknęłam zabiegu opera-cyjnego nastawiania), założono mi opatrunek gipsowy. Po powrocie do domu ręka zaczęła nabrzmiewać i wylewać się z gipsu. Ból był nie do zniesienia…
Wtedy zdecydowałam się wypróbować na sobie, po raz kolejny, terapię
biorezonansu i homeopatię. Wcześniej skutecznie eksperymentowałam z innymi pospolitymi dolegliwościami typu: katar,
bóle głowy, żołądka, zapalenie zatok, obecność wszychobecnego Helicobactera i
dolegliwości gastryczne, Borelioza, nadpobudliwość u dzieci, kłopoty z
pamięcią, stany chronicznego zmęczenia, kłopoty ze snem, bóle stawów, grzybica
skóry i inne.
Bez jakichkolwiek leków przeciwbólowych, poza laktozowymi
granulkami elektronicznego preparatu Traumeel S (nawyk stosowania tabletek) i codziennymi terapiami biorezonansowymi –
przeciwzapal-nymi, przeciwobrzękowymi, poprawiającymi miejscowe krążenie limfy
i krwi, przyspieszającymi zras-tanie kości i regenerację unerwienia, przetrwałam kolejnych sześć tygodni do zdjęcia
gipsu. No i oczywiście bez bólu. Dziś ręka jest już całkowicie
sprawna.
Wiem, że gdyby nie biorezonansowe częstotliwości i elektroniczna homeopatia, połknęłabym w tym
okresie tonę różnorodnych leków przeciwbólowych, a mój żołądek i wątroba( po przechorowaniu
wzw typu B) byłyby w zdecydowanie gorszym stanie, niż są dzisiaj. Miałam wybór …
i świadomie go dokonałam.
Przekonałam się, po raz kolejny, że biorezonans, umiejętnie stosowany i homeopatia
właściwie dobrana - jest skuteczna, a wręcz czyni cuda. Jeśli ktoś mówi, że nie działa, to chyba nie
był u właś-ciwego terapeuty, który powinien być mistrzem w swej dziedzinie, a
nie wykonywać zawód. Zresztą uważam, że
nie musi nim być obligatoryjnie lekarz, choć
bez znajomości biologii w szerokim
zakresie i anatomii człowieka, cytomorfologii, fizjologii, fizjopatologii,
biochemii, mikrobiologii i innych
pokrewnych dziedzin, w tym także homeopatii, trudno jest być mistrzem. Wynika to z faktu, że niewłaściwie dobrana terapia biorezonansowa,
czy też preparaty homeopatyczne, po prostu nie zadziałają na organizm, ale z
drugiej strony, też nikomu nie zaszkodzą,
w przeciwieństwie do jakiegokolwiek leku syntetycznego, którego zażywanie
zawsze niesie ze sobą skutki uboczne.
Biorezonans i homeopatia elektroniczna ( można ją zastąpić lekami
homeopatycznymi z apteki – dla tradycyjnie myślących, choć ostatnio dostęp do
niektórych wartościowych preparatów jest utrudniony, bo są ,,na receptę” – choć,,
nic w nich nie ma i nie działają" wg.niektórych) to działanie bodźcowe, czasem uruchomienie, czasem tylko
regulacja, a czasem tylko wsparcie indywidualnych u każdego człowieka, występujących
w danym etapie nierównowagi (choroba), naturalnych procesów regulacyjnych,
które w każdym z nas drzemią. Oczywiście niektóre objawy dysregulacji (choroby)
można łatwo znieść, np. poprzez zadziałanie regulacyjnymi, przeciwbólowymi czy
przeciwzapalnymi częstotliwościami czy preparatami homeopatycznymi o
odpowiedniej częstotliwości. Inne długotrwałe procesy chorobowe, które
doprowadziły do zmian czynnościowych i degeneracyjnych w narządach czy
komórkach, muszą podlegać dłuższemu,
złożonemu oddziaływaniu. Musimy organizm ponownie nauczyć właściwej regulacji
lub też zneutralizować szkodliwe działanie czynników środowiskowych, czy też usunąć
zgromadzone przez lata toksyny i metabolity, aby przywrócić właściwe śodowisko
toczącym się w organiżmie procesom. Oczywiście wszystkie procesy rozpatrujemy zawsze w obrębie zdolności adaptacyjnych konkretnego,
danego osobnika, czyli człowieka, w danym momencie jego życia.
Celowo w swoim przydługim wywodzie unikałam sformułowań
typu: lek ,wskazanie lecznicze, leczenie, procedura, medycyna, lekarz, choroba
i inne – zarezerwowanych dla lekarzy i przez lekarzy. Choć wiem, że konsekwencją
tego może być słabsze zrozumienie istoty mojej wypowiedzi, bądź ośmieszanie
języka. Jestem biologiem. Choć nie jestem lekarzem, od 30 lat pracuję w
zawodzie medycznym niosąc ludziom pomoc w ramach moich kompetencji zawodowych i
pasji pomaga-nia. Od dwóch lat
zafascynowana techniką biorezonansu, od roku homeopatią, od wielu lat zioło-terapią.
Na co dzień jestem pasjonatką natury
w całości oraz poznania i wiedzy bez ograniczeń, zwłaszcza tego wszystkiego, niepojętego co Bóg
stworzył.
Chciałam wam o tym opowiedzieć, abyście nie ulegali
przesądom i bezmyślnym ocenom. Nie bójcie się poznawać, próbowac i stawiać
własnych osądów, nie podlegajcie stereotypom, narzuconemu ograniczającemu
myśleniu. Próbujcie podejmowac własne kroki i decyzje, ale też ponosić za nie odpowiedzialnośc.
Zadajcie pytania, szukajcie odpowiedzi, nie zawsze je znajdziecie natychmiast. Nauczcie
się życ, tak jak uczyliście się kiedyś chodzic i poznawać świat językiem i
dotykiem. Wasze życie i zdrowie jest w waszych rękach. Tak naprawdę nikogo ono
nie obchodzi, poza wami samymi.
Kiedy dokucza ból to człowiek jest gotowy zdecydować się na wprowadzenie różnych metod leczenia chociaż moim zdaniem najlepiej słuchać lekarza w tej kwestii. On najlepiej będzie wiedział jak pacjenta poprowadzić, do tego wykona badania aby postawić prawidłową diagnozę. Z urazami bywa różnie, nawet siedząc w domu i opiekując się dzieckiem można nabawić się problemów. A szczegóły sprawdzicie tutaj co mam dokładnie na myśli.
OdpowiedzUsuń